szła w pośpiechu, ale systematycznie. Rohan był głuchy na błagania Ballmina, który prosił o piętnaście minut dalszego wiercenia.<br>- Słyszał pan, co powiedział dowódca - powtarzał na lewo i na prawo, popędzając montażystów, którzy podjeżdżali do wykopanych rowów wielkimi dźwigami. Po kolei aparatury wiertnicze, prowizoryczne pomosty kratowe, zbiorniki z paliwem wędrowały do luk towarowych; gdy już tylko rozryty grunt świadczył o wykonanych pracach, Rohan z Westergardem, zastępcą Głównego Inżyniera, obszedł jeszcze na wszelki wypadek miejsca porzuconych robót. Potem ludzie zniknęli wewnątrz statku. Wtedy dopiero ruszyły się piaski na dalekim perymetrze, wezwane drogą radiową wracały szeregiem <orig>energoboty</>, kryjąc się we wnętrzu statku, który wciągnął