na to w istocie łatwo wytłumaczalne zjawisko, doszukiwał się symbolicznych podtekstów. Wyciągnął papierośnicę, ostatni papieros, pokruszony, ale da się palić, francuski, i pojął, że nie ma zapałek. Już się wybierał, aby podejść do żołnierzy i poprosić o ogień, gdy z boku ktoś usłużnie podsunął mu zapaloną zapalniczkę. - Dziękuję bardzo - powiedział machinalnie. Zaciągnął się z przyjemnością, wyborny dym, i dopiero wtedy bez pośpiechu się obejrzał. Nie zaskoczyło go, że stał obok, trochę za nim, jeden z cywilów zza stołu prezydialnego, ten milczący i wyższy. Szare oczy wpatrywały się w Jassmonta drapieżnie.<br>- To nie jest miejsce dla pana - oznajmił tamten zza pleców.<br>- O