nie tak! Wypuściłem ją nagle z objęć, odszedłem. Młyn huczał w oddali jak druty telefoniczne przed burzą.<br>- Chodź, wracajmy - powiedziała cicho. W drodze powrotnej rzekłem:<br>- Czyżbyśmy trochę zagrali?<br>- Chyba tak - cicho zgodziła się Jadwisia. Dopiero przed domem zatrzymał nas wrzask świerszczy. W górze, nad kościołem, objawiał się rozdęty księżyc. Pachniało maciejką jak zawsze, jak we śnie, jak w chwilach trwogi, jak w rozpaczy.<br>- Jadwisiu, to wszystko nieprawda. Ja nie wróciłem, ja tu przyjechałem, żeby zacząć, żeby wreszcie... W mroku biegły śpiesznie krowy do obór. Ktoś, pewnie pastuch, śpiewał żałośnie.<br>- Co? - spytała Jadwisia.<br>- Nie wiem. Coś, czego nie było. Jakąś wielką rzecz