stołu. Nalali szklankę po brzegi:<br>- Pij <page nr=201>!<br>Wypił duszkiem, ani mrugnął.<br>A w kwadrans potem, pod zachrypniętą "Wołgę" gramofonu, pod szczęk szklanek i bulgot nalewanej wódki, na ramieniu, na kłującym epolecie rudowąsego porucznika, rozkleił się, rozpłakał, łzami zmoczył frencz, do fałdów frencza przylgnął twarzą mokrą, gąbczastą jak blin.<br>Rudy porucznik, z macierzyńską pieczołowitością przechylając mu głowę, wlał mu do ust szklankę spirytusu.<br>*<br> W jaki sposób i kiedy znalazł się na ulicy - nie zdawał sobie sprawy. Na dworze było zupełnie ciemno. Z trudnością utrzymując równowagę, poszedł przed siebie, macając rękoma wzdłuż ściany. Pod latarnią zauważył, że coś wystercza mu z kieszeni: napoczęta butelka