położyłem, lub obudziłem w głębi nocy, dobiegał mnie przez ścianę dialog ojca z macochą, w którym jego głos brzmiał dziwnie ponuro, a jej - tonem pocieszenia i perswazji. Dalekie było dla mnie to, co było tematem ich rozmowy, znacznie dalsze niż sąsiedni pokój, gdzie się ona toczyła, więc tym bardziej nie mąciło mojego błogiego samopoczucia. Dużo ciekawsze były dla mnie dziwne, dalekie okrzyki Marci, które czasem dobiegały mnie nocą z innej strony domu. Jak dziś mniemam, pan Trawiński bywał i nocą strzelcem wyborowym. <br> Aż nadszedł taki szary, zimny, listopadowy dzień, gdy po zjedzeniu ostatniej kury z opustoszałego kurnika, po załadowaniu resztą osobistego