się, zaniedbanymi budynkami, ugorami i zapuszczonym ogrodem doprowadził (zapewne sporymi nakładami) do stanu zewnętrznego rozkwitu. Odremontowane zabudowania folwarczne, odnowiony dom, odtworzony inwentarz, uprawione pola <br>- wszystko to dźwignął z ruiny niczym scenograf wznoszący dekorację do nowej odsłony sztuki, w której tak mało miał brać udziału, a głównymi aktorami mieli być moja macocha i ja. Ze zdumieniem myślę o uległości mojej macochy wobec woli domowego demiurga. Młoda, ładna, dama udawała się oto dobrowolnie, jako moja opiekunka, pełnić rolę nowokreowanej dziedziczki, osadzonej na miedzyńskiej, może nie pustelni, ale na pewno, zwłaszcza jesienią i zimą - odosobnienia. Z perspektywą nieczęstych przyjazdów męża z Warszawy. Wyrok przy