przystawkę poprosiłem zagadkowo brzmiącą sałatkę bacowską za 7 zł. Swą nazwę wywodzi ona zapewne od kostek <dialect>bundzu</>, połączonych śmiało z soczystymi kawałkami zielonej sałaty i pomidorów. Do tego melanżu aż prosił się prawdziwy, francuski vinegrette. Tylko on mógł zdusić naturalną mdłość świeżego owczego sera. Niestety, alias vinegrette, choć zawierał i majeranek i sok z cytryny, raczył być tej samej narodowości co <dialect>bundz</>. Nie wiem tylko, czy był to wynik ksenofobii kucharza czy jego poniedziałkowego roztargnienia. Trzeba jednak stwierdzić, że ów ser, wcześniej potraktowany ostrzejszą zaprawą, jak żaden inny nadaje się do różnorakich eksperymentów z nowalijkami.<br>Teraz, drodzy moi Czytelnicy, muszę się