Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Morze
Nr: 10
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1961
skałą. Nie mamy odwagi poruszyć się, rozmawiać głośno. Na suchy trzask sztormowej zapałki dziesiątki oczu zwracają się znów w naszą stronę. Tu i ówdzie rozlega się ostrzegawczy, przeciągły syk. Lepiej wyrzec się papierosa.
- Straszne z nich zawadiaki - mówi szeptem biolog. - Skarżą się na nie wszyscy nasi kierowcy. Stanie sobie taki malec na drodze, przed samym ciągnikiem. Szofer odgania go, straszy, krzyczy, włącza syrenę. A pingwin nic, ani drgnie. Rozstawi skrzydełka, wespnie się na łapki, nastroszy piórka na głowie, i stoi jak mur. Tylko ślepkami przewraca i coś tam po swojemu urąga. I jak nie ustąpić mu z drogi?
Słuchając, nie spuszczam
skałą. Nie mamy odwagi poruszyć się, rozmawiać głośno. Na suchy trzask sztormowej zapałki dziesiątki oczu zwracają się znów w naszą stronę. Tu i ówdzie rozlega się ostrzegawczy, przeciągły syk. Lepiej wyrzec się papierosa. <br>- Straszne z nich zawadiaki - mówi szeptem biolog. - Skarżą się na nie wszyscy nasi kierowcy. Stanie sobie taki malec na drodze, przed samym ciągnikiem. Szofer odgania go, straszy, krzyczy, włącza syrenę. A pingwin nic, ani drgnie. Rozstawi skrzydełka, wespnie się na łapki, nastroszy piórka na głowie, i stoi jak mur. Tylko ślepkami przewraca i coś tam po swojemu urąga. I jak nie ustąpić mu z drogi?<br>Słuchając, nie spuszczam
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego