i maltretował. O dziwo, nie buntowała się, z pokorą przyjmując swój los. Zarówno rodzinie, jak i osobom postronnym nie skarżyła się, nie opowiadała o swoich nieszczęściach. Ludzie wiedzieli tyle, co sami usłyszeli lub zobaczyli. Starczyło tego jednak, by kobieta zyskała w miasteczku B. opinię męczennicy, a jej mąż - zwyrodnialca, który maltretuje cierpliwą, troskliwą i kochającą żonę. Na stosunki między rodzicami spokojnie nie mógł patrzeć starszy syn Bilewiczów, Robert. Ojca miał dość, ale bał się go na tyle, że otwarcie nie występował przeciwko niemu. W geście protestu odważył się jedynie na to, że w wieku dziewiętnastu lat wyprowadził się z domu.<br>Gehenna