czytaliśmy książki skrajnie różne. On - coś, co dotyczyło autora lub epoki, ja - "Klimaty" Maurois. Wykreślał swoje role cyrklem i linijką, co budziło we mnie szacunek, ale sama postępowałam zupełnie inaczej, czego z kolei on nie mógł zrozumieć. Przed premierą on był chory ze zdenerwowania, ja słuchałam Drupiego i tańczyłam z malutką Marysią, darłyśmy się przy tym obie na całe gardło. Denerwowałam go coraz bardziej.<br>Myślę, że zawiodłam go przede wszystkim jako uczennica. Miał wobec mnie do końca zapędy wychowawcze. Któregoś wieczoru grałam w jakimś spektaklu bez niego, a on przyszedł na przedstawienie, żeby zapisać moje błędy w dykcji. Miał rację, zrobiłam