dzikich zwierząt. Ducheé oddychał głęboko. <br>Klątwa jakaś, myślał Daniel, najazd za najazdem, czerwone mrówki i czerwoni Murzyni; lepiej zejść z drogi pechowi. Co robi Armia Wyzwoleńcza z białymi? W najlepszym razie bierze jako zakładników. <br>- Pan został - mruknął. <br>- Ja zawsze zostaję. <br>- Oszczędzają pana? <br>- Dotąd. <br>- Bo jest pan spowinowacony z miejscowymi? <br>- Bo mam szczęście. To jedyna przyczyna. To nie są żołnierze, synu, nie myśl tak o nich. Zobaczysz ich oczy, to zrozumiesz - po walce, prosto z bitwy - zaćpani śmiercią. Potem masakrują całe wioski i rozczłonkowują maczetami kobiety, dzieci. Nie dlatego, że otrzymali taki rozkaz, że mieli jakiś powód, ale ponieważ nie mogą się powstrzymać