towarzyszył ojcu jadąc swoim powozem, stangret i lokaj. Józef Wielopolski gwizdał przeraźliwie gwizdkiem, aż zwrócił uwagę policjantów. Rzońcę ujęto. Sztylet upuścił uciekając. Okazało się, że był zatruty strychniną.<br>Następnego dnia w Pałacu Brühlowskim znów gromadzili się przedstawiciele cywilnej administracji Królestwa, wyżsi duchowni różnych wyznań, generałowie i konsulowie. Zwrócono się do margrabiego, by dla ochrony życia był stale otoczony eskortą. Wielopolski zgodził się i dodał, że <gap>.<br>Na tej drodze, drodze ku autonomii Królestwa Polskiego, stał jednak spisek - "<q>sprzysiężenie synów piekła</>" - jak pisał w oddanej właśnie do druku broszurze Ruch Polski z 1861 r., podpisanej "<q>Syn szlachecki</>", przyboczny rzecznik prasowy margrabiego, świetnie władający