luzowały, a wszyscy domownicy byli gdzieś w pracy czy w ogrodzie, i nawet kuchnia nie buchała bigosem ani skwarkami. Bywało, że wracali słysząc niosące się po opłotkach moje grzmocenie wyjątków z Etiudy Rewolucyjnej, której przecież nigdy nie udało mi się skleić z tych skorup w całość, i słyszałam utyskiwania o marnowaniu czasu na rzeczy, które chleba mi nie dadzą. Prawda. Lecz nie samym chlebem człowiek żyje. Chopin, Beethoven, Haydn, Schubert, Mozart to byli nie tylko moi mistrzowie, idole, guru - także to przyjaciele moi byli, bracia, powiernicy, doradcy... <br><br>Najbliżej poznałam się z młodym Fryderykiem Chopinem. Pierwszy był tom Mazurków, który moja Matka