zachwytami kolegów warszawskich, którzy wychwalali go pod niebiosa: że Staś cudowny, że Staś najbardziej utalentowany z młodego pokolenia prozaików, że Staś to sam czar, urok i wdzięk. Początkowo sam w to wszystko uwierzyłem, gdyż Staś (inaczej o nim się nie mówiło) czarował swobodą i nonszalancją.<br>Zawsze z ręką założoną pod marynarkę nad pierwszym guzikiem, wydawał dowcipne sądy o ludziach, nie krępując się, czy są jego przyjaciółmi, czy też nieznajomymi, z którymi nigdy się nie zetknął. Zwykle był w tych opiniach niesprawiedliwy i nie oszczędzał nawet najbliższych mu osób. Miał w sobie coś, co jednocześnie urzekało i odpychało.<br>Takie były moje odczucia