gromadą, przeżuwając leniwie suchą trawę. Tłum wiernych śpiewał, dzwoniły gongi.<br>Parę ostatnich minut wdzierania się poprzez urzeczoną ciżbę zmęczyło go i rozdrażniło.<br>Kiedy zajechał przed parterowy, pełen cienistych werand i pergoli, podkową rozrzucony w parku, budynek hotelu, pewien był, że Margit natychmiast wyłoni się z cienia. Nawet chwilę marudził, podniósł maskę, sprawdzał oliwę, oglądał rozgrzane opony.<br>Pokój mu zarezerwowano.<br>- Czy panna Ward tu mieszka?<br>- Tak - odpowiedział urzędnik, spędzając ze stołu kota, który przeciągał się i ziewał szeroko, ukazując bladoróżowe wnętrze pyszczka. - Tak, sab, pod jedenastką, na prawo.<br>Podpisując się w księdze meldunkowej, zobaczył depeszę wetkniętą za ramę wielkiej fotografii Gandhiego. Adres