nie opuszczał tarasu swojej wieży. Najpierw uzupełniał Księgę Gwiazd, a teraz wpatrywał się przez lunetę w niebo. Ten niepozornie wyglądający przyrząd miał kryształowe soczewki, umożliwiające oglądanie gwiazd zarówno w nocy, jak i w dzień.<br>Dla niewprawnego oka wszystkie gwiazdy wydawały się takie same - ot, garść błyszczących drobin rozsypanych na ciemnej materii nieba. Dla Bizbira gwiazdy były tym, czym dla Rufina zwierzęta i rośliny dla Mirona. Gwiazdy żyły. Jedne były młode, drugie stare, jedne spokojne, inne wzburzone. Nie było dwóch takich samych.<br>Bizbir nie był lubianym mędrcem. Jego poważna, rzadko kiedy uśmiechnięta twarz, ponury wzrok i cięte uwagi, z których słynął, nie