Dufy'ego, tego półsparaliżowanego starca, jestem pewny, że żył pięknie. Nie w znaczeniu, które temu słowu nadałby esteta. Pięknie w znaczeniu odwagi, świadomości, intensywności, w sensie amor fati, przyjętego i przezwyciężającego cierpienia. Inaczej czyżby doszedł do takiej radości?<br><br>*<br><br> - Niech pani idzie na wystawę Dufy'ego. Zobaczy pani piękne obrazy - mówię pani Verdurin, mecenasce.<br>- Chce pan powiedzieć "ładne" - poprawia mnie mecenaska.<br>- Nie, piękne - nalegam.<br>- Niech pan nie przesadza, wdzięk Dufy'ego jest bardzo... lekki - mówi dama kategorycznie.<br>Lekki! Ten stary człowiek latami ciężko chory na deformujący artretyzm, wożony w wózku, przerzucający pędzle podczas malowania z ręki do ręki (już za czasów akademickich nauczył się w