mniej więcej zmieścić się w nikłych liniach pokratkowanego papieru. <br>Tyle tylko, że mnie właściwie nic nie obchodzi, czy to będzie odczytywalne, czy nie. Mam w nosie odbiorcę, choćbym miała nim być tylko ja sama. Po prostu czuję potrzebę, a raczej jest to jakiś wewnętrzny przymus, aby dać upust skołatanym myślom, męczącemu kłębowisku uczuć w jakiej by to nie było formie. Muszę je gdzieś przekazać, przesłać, tak jakby z siebie wypluć. Doraźna wiwisekcja, amatorska psychoterapia na własny użytek. Ktoś powie - swoisty egzorcyzm i też będzie miał rację. Właśnie jak złego ducha wypędzam tym pisaniem czarne myśli, rozpraszam mroczne nastroje. To naprawdę przynosi