zamknęło się ogniste koło <br>I trwał, jak zawsze, Bal u Senatora. <br><br>Wiosnę, nie Polskę, chciał widzieć na wiosnę <br>Depczący przeszłość Lechoń-Herostrates. <br>230<br>Ale rozmyślać miał przez całe życie <br>O słuckich pasach i o karmazynie <br>Czy o religii, choć nie katolickiej, <br>A tylko polskiej, na mszy narodowej <br>Kapłanem w komży mianując Or-Ota. <br><br>235<br>A cóż Słonimski, smutny i szlachetny? <br>Jutru powierzał się i Jutro głosił. <br>Władztwa Rozumu co dzień oczekiwał <br>Na sposób Wellsa czy na inny sposób. <br>Niebo Rozumu cięły krwawe pręgi, <br>240<br>Więc już na starość przekazywał wnukom <br>Dawną nadzieję, że oni zobaczą, <br>Jak Prometeusz schodzi z gór Kaukazu