kiedy przerwała mi te optymistyczne spekulacje słowami, które brutalnie odpoetyzowały niejako jakby atmosferę naszego sam na sam. <br>- Niestety, mąż mnie bija. Ogarnęło mnie, tak dotąd pełnego dobrej nadzieji, jakieś niedobre przeczucie na dźwięk tego "bija", zważywszy przykrą częstotliwość formy i tak już wystarczająco przykrego czasownika. <br>- Postanowiłam teraz pójść do mojego mieszkania na Pańskiej, dwa kroki stąd i zabrać stamtąd kilka osobistych rzeczy, których brak odczuwam mieszkając na razie u rodziców. Obawiam się, że gdybym zastała mego męża, mógłby mi zrobić krzywdę. Natomiast w Pana obecności nie ośmieli się. Czy więc mógłby mi Pan tam towarzyszyć? Uczucie wzruszenia, że oto bezbronna, a