piec, z pochyloną głową, zamyślony. Kossecki przyjrzał mu się badawczo. Czuł, że popełnił fałszywy i nierozważny krok. Nie należało podobnej rozmowy zaczynać. Wyniknęła dla niego w pewnym momencie zupełnie niespodziewanie, nim sam siebie zdążył skontrolować, i teraz nie tyle własne pytania, ile krótkie odpowiedzi Podgórskiego, a przede wszystkim jego obecne milczenie, uświadomiły mu, jak niebezpieczny temat poruszył. Nie mógł się już jednak wycofać. Należało rozmowę doprowadzić do końca. Nim zdążył ułożyć zdanie, które by było w tym momencie najwłaściwsze, Podgórski przyszedł mu z pomocą:<br>- Nie, nigdy nie byłem w takiej sytuacji, o jakiej pan wspomniał. Ale wydaje mi się, że gdybym