je niewidzialnymi <page nr=192> chwytami. Kilka krótkich wyładowań przeszyło powietrze między najbliższymi punktami obu chmur, które pozornie rwały się ku sobie, a przecież każda została po swojej stronie, łopocąc tylko centralnymi kłębami coraz gwałtowniejszym rytmem. Blask owych błyskawic był dziwnie ciemny; obie chmury rozbłysły w nim na mgnienie jako znieruchomiałe w locie miliardy czarnosrebrnych kryształów. Potem - kiedy skały powtórzyły kilka razy echo grzmotów, słabe i stłumione, jakby okrył je nagle pochłaniający dźwięki materiał, drżąc napięte do ostateczności, obie strony czarnego morza połączyły się i przeniknęły. Powietrze pod nimi ściemniało, jakby zaszło słońce, zarazem pojawiły się w nim niepojęte, gnące się linie, i Rohan