nieziemskich, zguba promienistych, <br>Niebo szturmując, materią wzgardzili. <br>575<br>W niej ciepło, radość i zwierzęca siła. <br>Zguba rozważnych, zguba ociężałych. <br>Gwiazdę zaranną kłamstwami ogłuszą, <br>Dar, bardziej trwały niż śmierć i natura. <br><br>W zielonej torbie tajne biuletyny. <br>580<br>Propagandowy kruszy się poemat. <br>Dźwięczy fałszywie, bo jest niżej wiedzy. <br>Za wiele czuje, więc milknie poezja. <br>Jeszcze dalekie wezwanie powtarza, <br>Do uniesienia treści niegotowa. <br><br>585<br>Dwudziestoletni poeci Warszawy <br>Nie chcieli wiedzieć, że Coś w tym stuleciu <br>Myślom ulega, nie Dawidom z procą. <br>Byli jak człowiek na szpitalnej sali, <br>Który śmiech dzieci i zabawy ptaków <br><br><br><br><br><br>590<br>Stara się pojąć raz tylko, ostatni, <br>Zanim nie zamkną się