niedostępny niegdyś i upragniony przedmiot miłości, z czasem żonę chłodną i obojętną, a w końcu zdradliwą i rozpustną. Tyle obłudy! Tyle fałszu!<br>Oblewała go fala straszliwego gniewu, a zwłaszcza zazdrości, dla której nie było już ani ujścia, ani zaspokojenia. I znowu przypomniał sobie, jak upokarzał się przed tą kobietą, jak miotał się w jej sidłach i usychał z pragnienia. To pragnienie czuł jeszcze w sercu, a zazdrość jak gdyby odświeżyła dawne szaleństwo, wzmogła namiętność. Nigdy jeszcze nie cierpiał przez Irenę tak, jak teraz. Nigdy nie doznawał uczucia rozdzierającej rozpaczy na myśl, że nie może jej dopaść, bić i dusić z zazdrości