jakieś interesy.<br>Na początek pojechałem jednak do małego zakładu fotograficznego Siergonia, którego znałem od lat, bo kiedyś pracował w laboratorium milicyjnym, ale postanowił się usamodzielnić i wyszedł na tym chyba nie najlepiej, bo nadal jeździł starym maluchem. Nie interesowało go nic poza fotografią. Gdyby dać mu zdjęcie przedstawiające moment popełnienia morderstwa, zauważyłby wszystkie błędy oświetlenia, przysłony i czasu naświetlania, wiedziałby dokładnie, co należy zrobić, żeby poprawić jakość odbitek, miałby wiele uwag na temat kadrowania, lecz po godzinie nie potrafiłby powiedzieć, co przedstawiała tak pracowicie obrabiana fotografia.<br>Kiedy zaparkowałem w bocznej uliczce, przy której mieścił się zakład, Siergoń właśnie otwierał drzwi. Podszedłem