już w średniowieczu. Tak zapewne myślał człowiek zależny, chłop feudalny, kiedy uciekał ze swej wioski, z niewoli i wędrował ku murom miejskim, żeby stanąć na gwarnej ulicy i pełną piersią wciągnąć powietrze wolności. Przez chwilę mógł się nim delektować. Kiedy jednak mijał pierwszy zawrót głowy, człowiek rozglądał się, zaś ludzkie mrowie, które jeszcze przed chwilą zachwycało, teraz nagle zaczynało przerażać i budzić obrzydzenie. Musiała go przecież oburzać bezkarność rzezimiesz-ków, gdy opróżnili mu połataną sakwę, musiała przerażać chciwość przekupni żądających niebotycznych sum za głupi placek, wzdrygał się, kiedy trędowaty kikutami dotykał jego dłoni, a wreszcie - a może przede wszystkim - porażała go