szklaneczkę. Uparcie mówi do nas po francusku (Polacy nie mogą nie znać francuskiego), choć zapewniamy ją, że wolimy używać włoskiego. Zaprasza nas do siebie, chce przedstawić ojcu, który na pewno będzie bardzo ciekaw, co słychać, co dzieje się w Polsce, "zwłaszcza po wyborze waszego papieża, jak to się stało?". Marino mruga do nas porozumiewawczo: "Oczywiście, że przyjdziemy...". Oczywiście, że nie poszliśmy, choć może był to grzech wygodnictwa; Marino wszelako uznał, że zaproszenie pijanego człowieka, a zwłaszcza kobiety, trzeba uznać za niebyłe. No tak, no tak, ale jeśli ona w swoim dużym pustym domu, w dużym ogrodzie, sama ze swoim starym ojcem