i nie miała sił, by odpędzać te smutki. Ostatnio zdarzało się to coraz częściej, przeważnie podczas występu, kiedy oddalała się od siedzącej w oświetlonym punkcie szmacianej figurki Arlekina. Postrzegała w niej małego chłopca... Złudzenie było tak silne, że w czarnych, podmalowanych, okrągłych oczach pajacyka odnajdywała wyraźne źrenice i niebieskie tęczówki, mrugające i niesforne.<br>- Iskry życia...! Jak to możliwe...? - starała się zapanować nad lękiem.<br>Spod spiczastej czapki zimne krople potu spływały na kark, szyję i plecy. Usta stawały się suche, a wystudiowany uśmiech przechodził w gorzki, sztuczny grymas. W takich chwilach czuła, że tańczy jakby na przekór sobie, a raczej, że tańczy