Magwer pozostał na granicy snu i jawy, ni pijany, ni trzeźwy, pełen niewiedzy, lecz bliski już zrozumienia.<br>Kiedy na chwilę otworzył powieki, przeczucia zniknęły. Znów musiał zbierać je mozolnie, nizać niczym szklane koraliki na źdźbło trawy. W końcu usnął. Śnił mu się mężczyzna w lektyce. Magwer już wiedział, kogo przypominał mu tamten spotkany przypadkowo na ulicy człowiek. To był Ostry.<br><tit>13. Egzekucja</><br>Ludzkie głowy zdawały się tworzyć kobierzec, pokrywający cały plac. Bocznymi uliczkami wciąż napływali nowi widzowie, upychając tłum. Jeszcze rankiem całe niebo pokrywały chmury. Lecz wiatr przegnał je, rozpędził, wyrywając w szarym sklepieniu poszarpane szczeliny. Przez nie właśnie przedzierały się ku