ich córka zostawała sama.<br>Również inni sąsiedzi potwierdzili, że kiedy dziewczyna wyrywała się spod opieki rodziców, w mieszkaniu odbywała się nieustająca "balanga". Najczęściej bywało tak, że do Doroty przychodzili sami chłopcy, pięciu, sześciu, czasami więcej. Dziewczęta pojawiały się sporadycznie, jakby w tym rozochoconym towarzystwie nie było dla nich miejsca.<br>Głośnej muzyce, która - jak wszyscy zgodnie przyznają - kończyła się zawsze punktualnie o dziesiątej wieczorem, towarzyszyły gromkie pokrzykiwania i wrzaski, zaś w niedużym ogródku (każde mieszkanie na parterze miało takowy) przed blokiem lądowały butelki po piwie i winie. Uwagi, czynione Dorocie przez rozeźlonych sąsiadów nie zdawały się na nic, ale policja nie chciała