lubi wprawdzie pocałunków, ale dla wieczornego przerażenia robi ustępstwo. Później zaciąga żółte story i wycofuje się do jadalni, pozostawiając w szparze uchylonych drzwi smugę światła. Błogosławiony półmrok zaciera kwiaty i liście, zrównuje wyspy miast na kołdrze i rozpłaszcza gęby stiuków na suficie, ażeby powikłać strony, wywinąć je na opak, w mylne obszary snu. Zacierają się nie dość jeszcze rozpoznane, ale natrętne przestrzenie i czasy.<br>I przychodzi śnienie, w którym rozchylają się czerwone maki na żółtym piasku, wracają i wracają przez lata, jakby mój sen został na zawsze we władzy Baja, Ole Luk-oie, co w moim pokoju, w mieszkaniu przy ulicy