Jakże strasznie<br>zawrotnie rzucać okiem w taką głębię.<br>Gawrony, kawki, które w pół powietrznej drogi<br>skrzydłami biją, nie są większe<br>stąd niźli bąki. Tam - w połowie skały<br>ktoś, zbierający skalny chwast, zawisnął -<br>straszliwy zawód! - zda mi się nie większy<br>od własnej głowy. Na wybrzeżu morskim<br>rybacy stąd wydają się jak myszy,<br>a tamten smukły na kotwicy statek<br>w rozmiary zmalał własnej łodzi, łódź zaś<br>w pływaka, prawie już niewidocznego.<br>Szumiący przypływ, co na niezliczonych<br>bezpłodnych żwirach tłucze się, nie może<br>dojść rykiem tutaj... Dłużej już tam patrzeć<br>nie mogę, bo mi w głowie się zakręci<br>i mrok na oczy padnie - i