na Halę Gąsienicową, a skończyło się na wspinaniu, oczywiście bez liny. Poszliśmy na Granaty od Czarnego Stawu, Staszek szedł dużo szybciej ode mnie i nie mogłem za nim nadążyć, więc co jakiś czas wołałem za nim: "Staszek, może chcesz cukierka?" a on "łapał" cukierka i znowu "rwał" do przodu. Doszliśmy na Granaty i poszliśmy potem w stronę Koziego Wierchu, Czarne Ściany obeszliśmy Orlą Percią i doszliśmy na Przełęcz nad Doliną Buczynową, gdzie Orla Perć obchodzi przepaścistą grań. My poszliśmy właśnie granią, bez liny. Pamiętam, że w jednym miejscu był taki koń skalny, ścięty na dwie strony, Staszek przeszedł go "śpiewająco", na stojąco