widok awantury z aresztowanymi. Nerwowo to zapinał, to odpinał guzik od płaszcza.<br>- Uważaj, dochodzą... - mruknął drugi. Był to Czarny Olo, zmieniony, w sztywnym, nowym kapeluszu. Zrobił krok naprzód i chwyciwszy metalowy pręt, zahaczony o wieńczący ogrodzenie drut kolczasty, zaczął go ciągnąć ku sobie. Siatka, jak otwarta błyskawicznym zamkiem, usunęła się na boki.<br>- Za mną...<br>Powoli, niespiesznie przekraczając progi kolejowych podkładów, eskortujący żandarm zbliżał się do strażnicy. Parterowy drewniany budyneczek jedynie kratami w oknie od wschodniej strony anonsował swoje niezwyczajne przeznaczenie. Tutaj-drużyna bahnschutzów, jak przystało na straż kolejową w owym okresie, miała swoje podręczne więzienie. Komendant posterunku, uroczy Bebe, potrafił sprawić, że