Ojciec był tajemniczą postacią. Wysoki mężczyzna, pracował w wojsku, ale kiedy o nim mówił, miało się wrażenie, że służy innej armii, niesojuszniczej. Może nas prowokował. Wszystko było idiotyczne i stało na głowie. Sklerotyczne dowództwo w rozsypce. Korpus oficerski zajęty remontem mieszkań przy użyciu wojskowych kontyngentów cementu. Poborowi torturujący się sami, na fali bez kadry. Pan -nik, podpułkownik w randze, tęsknił do innych porządków. Tęsknił do wojny, aliantów. Rodzice Jana byli opiekuńczy, rodzinni, byłam ich córką, przez dwadzieścia lat karygodnie zaniedbywaną. Sobotnie obiady przeciągały się do poniedziałku. Przełykałam, jadłam, słuchałam opowieści o Janku jedynaku, jako dziecko grymaśnym i chorowitym. Teraz dostawał nowy zastrzyk