było wezwanie nie do odrzucenia. To był rozkaz, poparty sankcją moralną, gorszą od wszystkich niebezpieczeństw centralnego wtedy miejsca w Polsce, jakim była sala BHP w Stoczni Gdańskiej. W tej potrzebie musiało się stanąć. W potrzebie setek tysięcy strajkujących na Wybrzeżu i milionów w głębi kraju dojrzewających do strajku z godziny na godzinę. W potrzebie ludzi, którzy odważyli się upomnieć o rzeczy ważne, a nieobecne w realiach krajowych, o wolność słowa, suwerenność społeczeństwa i demokratyzację państwa. O te wartości, których brak kaleczy, bo skazuje na życie z kompleksem niewolnika. O to, czego nieobecności doświadczałem sam od dwudziestu lat, gdy popadłem w konflikt z