znów modny wśród elity, grzęzła w konwencjonalizmie i fikcjonalizmie filozofia, a marksizm "generalnej linii" bezlitośnie naigrawał się nad "dogniwanijem" zachodniej Europy - wyrodny syn, naznaczony tym samym piętnem choroby i zwyrodnienia, co matka, która go wykołysała rękami Heglów i Marxów. Wśród tego zamętu unosiły się wezwania poszukiwaczy tzw. wielkiej idei ("Nam na gwałt potrzeba wielkiej idei"), zaklęcia wzniosłych szarlatanów, którzy "ideę" pojmowali jako środek oddziałania na tłumy, środek zelektryzowania tych tłumów i poprowadzenia ich na oślep ku bardziej przyziemnemu niż owa idea celowi. Cokolwiek ze świata idej nie miało bezpośredniej wartości użytkowej, co nie służyło natychmiastowemu działaniu - było odrzucone, niepotrzebne, śmieszne w swoim