ubył mu kawałek podwórka, ale miał na głowie ważniejsze sprawy niż dochodzenie swego. Szukał rodziny, która została ze wsi zabrana w komplecie, ale na stacji kolejowej w Baranowiczach rozdzielona. Stanisław Sz. nie miał odtąd pojęcia, co się dzieje z żoną i trójką dzieci, toteż szukał ich teraz jak potrafił i na ile pozwalały w tym czasie okoliczności.<br>Żonę i dwójkę dzieci udało mu się odnaleźć po roku, ale dopiero w 1948 r. pani Sz. przyjechała z dwiema córkami do domu. Jakub, najstarszy z trójki dzieci, zaginął bez wieści. Pan Stanisław, uspokojony nieco, że odnalazła się chociaż część rodziny, zabrał się teraz energicznie