zniknięciu, a na arenę wkraczali już akrobaci. Najpierw obeszli ją naokoło i pokazywali swoje napięte, wielkie jak dorodne jabłka mięśnie. Następnie ustawili się w szeregu według wzrostu i wskakiwali jeden na drugiego, aż utworzyli piramidę - wysoką na piętro. Najmniejszy z nich, na samym szczycie, wyczyniał przeróżne ewolucje - stawał na rękach, na jednej nodze, podskakiwał i po salcie z powrotem lądował na głowie swojego partnera.<br>- To <foreign lang="ger">oberman</> - wyszeptał Weiser do Elki, ale tak, żebyśmy też słyszeli.<br>- Co? - nie był pewien Szymek.<br>- <foreign lang="ger">Oberman</> - powtórzyła Elka. - Ten najniższy nazywa się <hi rend="italic">unterman</>, ten w środku <foreign lang="ger">mittelman</>, a ten, co teraz skacze, to właśnie <foreign lang="ger">oberman</>. Najwyższy i najważniejszy