uderzając mnie otwartą dłonią w plecy, rzekł: - Witaj, koniokradzie.<br> - A witaj, Jasieńku, kobylarzu święty.<br> I pociągając Jaśka z całych sił za rękę, zwaliłem go z nóg.<br> Ale on upadając zdążył mnie jeszcze schwycić za ramię.<br> Poturlaliśmy się po wyczyszczonej do bieli piaskiem podłodze.<br> Próbowaliśmy się nawzajem przyciągnąć do siebie, rozłożyć na krzyż i przycisnąć do sosnowej podłogi.<br> Byliśmy jednak równie silni i w żaden sposób jeden drugiego nie mógł powalić.<br> Gdy zziajani, chichocząc nieustannie, usiedliśmy na podłodze, na stole czekała już kolacja.<br> Jedząc i popijając przyniesioną przez wdówkę z komody wódkę, ustaliliśmy, że po pierwszego konia wybierzemy się do dworu.<br> Doszliśmy do