i praojciec Jakub nie spocił się tak na drabinie, jak ja, licząc szczeble do nieba. Felek Piorun woła do swoich: "Odjazd, archanioł <orig>kikuje</>!" Dopiero, jak cieć ściągnął mi na łeb <orig>polikiera</>. A ja tego archanioła widziałem z góry cały czas, jak się kręcił między nimi. Tylu ich było... Jedną nogą na murze, drabina pode mną trzeszczy, metrowy worek trzymam, a kawał szkła przebił kołdrę i drasnął kolano. Ani zejść, ani zostać. Co robić, nie wiem. Trąbię: "Stać!" Sitwa Pioruna zbaraniała. Stoją. Z workami w ręku. Tu ja, tu mur, tu worki, a <orig>polikier</> gnatem macha. Piorun <orig>tropnął</> się, że nie regularna <orig>chatranka