Typ tekstu: Książka
Tytuł: Klechdy domowe
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1960
Marchy!... - myślałem sobie - a przecież robota pilna".
Wsiadłem do maszynki i ruszyłem wolniuśko, wciąż nastawiając ucha.
Słyszałem tylko spokojne zgrzytanie kół wozów, które lokomotywa popychała tym razem przed sobą.
Nie ujechałem jednakże daleko. Z głuchym łoskotem, z szumem przeciągłym, zawalił się przede mną strop i przysypał te wozy, które szły na samym przodzie, a najdalej były ode mnie.
Takem wtedy cało wyszedł z przygody, a i nikomu z ludzi w kopalni nic się nie stało.
Miedziana lampa ostrzegła mnie przed nieszczęściem.
- A ten człowiek? Kto to był, starzyku? - zapytał mały Pietrek i ciasno przytulił się do dziadka, poruszony jego opowieścią. Słuchał cały czas
Marchy&lt;/&gt;!... - myślałem sobie - a przecież robota pilna".<br>Wsiadłem do maszynki i ruszyłem wolniuśko, wciąż nastawiając ucha. <br>Słyszałem tylko spokojne zgrzytanie kół wozów, które lokomotywa popychała tym razem przed sobą. <br>Nie ujechałem jednakże daleko. Z głuchym łoskotem, z szumem przeciągłym, zawalił się przede mną strop i przysypał te wozy, które szły na samym przodzie, a najdalej były ode mnie. <br>Takem wtedy cało wyszedł z przygody, a i nikomu z ludzi w kopalni nic się nie stało. <br>Miedziana lampa ostrzegła mnie przed nieszczęściem. <br>- A ten człowiek? Kto to był, starzyku? - zapytał mały Pietrek i ciasno przytulił się do dziadka, poruszony jego opowieścią. Słuchał cały czas
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego