strychami, było środkową częścią poddasza, wydzieloną ze strychów przewiewnymi płytami paździerzowymi, latem gorące jak piekło, zimą woda zamarzała w ubikacji. W wakacje wychodzące na południe drzwi na balkon, gdzie kwitły bratki, stokrotki i groszek pachnący, dopóki nie ściął ich upał, były zawsze zasłonięte, żeby choć trochę uchronić wnętrze przed padającymi na wprost promieniami słońca. We dnie, w których upał był trochę większy niż zazwyczaj, mama na brudno-żółtej rolecie wieszała zmoczone prześcieradło. Wieczorem, gdy upał zelżał, siadywali z ojcem na maleńkim balkoniku, na taborecie rozkładali sobie kolację, zazwyczaj zakrapianą małą wódką. Ojciec pił kilka dużych kieliszków, mama po kropelce wysączała malutki, likierowy