wybiegali przed wieczorem na rynek. Czytali ogłoszenia i komunikaty, rozmawiali, a potem powracali z niespokojnymi oczyma i prowadzili przytłumione rozmowy ż kobietami, którym talerze wypadały z rąk. O szarej godzinie kobiety owijały się obszernymi, frędzlowatymi chustami, pod którymi ukrywały różne zawiniątka, i przemykały do domów swoich jasnookich, łaskawiej przez los nacechowanych sąsiadów.<br>Na jesieni wozy załadowane pierzynami i poduszkami, pożyczone od chłopów, skrzypiące, ruszyły w stronę Stanisławowa. Znów my jechaliśmy na wozie, a ojciec w butach z cholewami szedł obok i od czasu do czasu swoimi wysokimi, a raczej zawsze nieco uniesionymi, jakby pod niewidocznym ciężarem, plecami podpierał wóz. Miał zmarszczone