jednego zbędnego słowa - jak w doskonałym wierszu.<br>Należy stwierdzić, że Mchat nie narzuca temu arcydziełu, jednemu z najbardziej niespornych arcydzieł dramatycznych, żadnej sztucznej, z góry powziętej interpretacji. Chyba żeby za makiawelizm artystyczny uznać to, iż ostatnią posiadaczkę wiśniowego sadu panią Raniewską i jej lekkomyślnego brata Gajewa grają niedobrzy lub nie nadający się do tych ról aktorzy, gdy Łopachin, przedstawiciel nowego świata, nabywca sadu i stojącego w nim dworu, syn chłopski, wnuk pańszczyźnianego chłopa, reprezentujący nie sentymentalny i bierny, lecz praktyczny i zdobywczy stosunek do rzeczywistości, ma świetnego odtwórcę. Dziwi to w teatrze takiej rangi jak Mchat, ale ostatecznie można mieć wątpliwości