kury, które od rana chodziły jak<br>strute, nie wabiąc się ani na jej cipanie donośne, ani na ziarno, które<br>im szczodrze rozrzuciła. Stały po cieniach i omdlewały, jakby je<br>właśnie ta przepowiadana przez matkę burza trapiła. Matka zresztą przy<br>każdej sposobności powoływała się na swoje kury, jakby na stworzenia<br>obdarzone nadprzyrodzonym przeczuciem, a w każdym razie sprzyjające<br>przeczuciom ludzkim. Ale z tego jej zniecierpliwienia, groźnych<br>proroctw, posądzeń ojca o lekkomyślność i złorzeczeń wyłaziła jak<br>szydło z worka tęsknota za nim.<br> Nie wtórowałem jej. Siedziałem osowiały i zastanawiałem się, czy ma<br>słuszność z tą burzą. Siedziałbym tak może do przyjścia ojca, tyle