odchodzi, nic do niego nie dociera, jest apatyczny, z nikim nie rozmawia. Czyta gazetę albo przesiaduje przed oknem. Mówiła, że w tym oknie wygląda jak obrazek w ramce na przyjazd Ojca Świętego. <br>Ale najwyraźniej czuła się szczęśliwa, rozmawiała z moim lekarzem, który jej wyjaśnił, że moja choroba nie jest niczym nadzwyczajnym w tych czasach, że właściwie należałoby ją uznać za coś naturalnego, gdyby nie nienaturalne skutki, jakie powoduje. Nie dotyczyło to, rzecz jasna, zapalenia płuc, które przy mojej właściwej chorobie było zaledwie dziecinną igraszką; w każdym razie po krótkiej rekonwalescencji miałem być wypisany z sanatorium, z zaleceniem wzięcia udziału w terapii