z Katarzyną były bardzo luźne, a urzędowo powinny <br>były być jeszcze luźniejsze, ponieważ w kuchni <br>nie wolno mi było przesiadywać. Do sklepiku zaś schodziło <br>się właśnie z Katarzyną. <br><br>I sklepik był prawie tak zajmujący jak kuchnia. Właściwie <br>było w nim trochę brudno, ale za to - jaka rozmaitość <br>towaru! Bułki i nafta, mydło i rogaliki, beczka z powidłami <br>i druga ze śledziami, piękne, długie, kolorowe cukierki <br>(te, które były farbowane i których Katarzynie nie wolno <br>mi było kupować "pod żadnym pozorem") i wreszcie - "dzidziusie". <br>Różowe dzidziusie z cukru wielkości mego małego <br>palca, po pięć groszy sztuka, takie, jakie matki kupowały <br>wszystkim dziewczynkom