po nogach. Ściskał palce, aby nie krzyczeć ze strachu i wstrętu.<br>Wreszcie nikłe smużki świtu, szarawe jeszcze i niepewne, zajrzały przez maleńkie, wysoko pod sufitem umieszczone, obmurowane okienko. I w tej chwili zgrzytnęły łańcuchy, drzwi się rozwarły wpuszczając świeżość poranka i snop światła. Kalias aż się zatoczył, tak odurzyła go nagła zmiana powietrza. Mrużąc oczy, wyszedł po schodach za innymi. Na dworze stało kilku uzbrojonych strażników. Mieszkańcy ergastulum zaczęli ustawiać się w dwuszeregu w dziesięcioosobowe grupy. Kalias, wypchnięty z szeregu, stanął z boku. Choć przerażone, lecz baczne jego oczy chłonęły wszystko. Widział więc straszliwie wychudzonych mężczyzn, swoich współtowarzyszy, obrośniętych, brudnych, z