jechałem z przepisową prędkością jedną z ulic, gdy wtem zza drzewa wypadła nieznana mi kobieta, najwyraźniej z zamiarem rzucenia się pod koła. Zdołałem ją ocalić nagłym skrętem kierownicy, ona jednak, zamiast podziękować, zaczęła mi wygrażać parasolką i rzucać słowami powszechnie uznawanymi za obraźliwe.<br>- Czy ty ją znasz, kochanie? - zainteresowała się najlepsza z żon, do tej pory czytająca gazetę na siedzeniu obok.<br>- Nie wydaje mi się - odparłem zgodnie z prawdą, starając się tak manewrować samochodem, żeby uniknąć trafienia pomidorami, którymi rzucała kobieta. Wreszcie się udało i usłyszeliśmy tylko na pożegnanie okrzyki niewiasty:<br>- Ja ci dam, łobuzie, samochodem zachciało się jeździć. Droga to nie miejsce